Czy niskie ustawienie to dobry wyznacznik pracy grzbietu?

Autor: Anja Beran we współpracy z Mary Daniels • Artykuł udostępniony dla Classical Way dzięki uprzejmności magazynu Feine Hilfen
Tłumaczenie: Barbara Szafirowska-Pape

Często uważa się, że jazda w niskim ustawieniu to najlepszy sposób na to, żeby koń podczas jazdy pracował grzbietem. Użyte jednak w złym momencie lub stosowane za długo może przynieść więcej szkody niż korzyści. Mimo to jeźdźcy często kłusują po kilkanaście minut w ustawieniu do przodu i w dół. W ten sposób trenujemy jednak tylko rozciąganie i kurczenie mięśni grzbietu konia, aby mógł bez szkody nosić na nim jeźdźca możliwie jak najdłużej.

Ostatnio bardzo dużo mówi się o tym, że koń powinien podczas jazdy pracować grzbietem. Prawie zawsze rozumie się przez to jazdę w tak zwanym niskim ustawieniu, w którym mniej lub bardziej manewrujemy koniem używając rąk, albo przeróżnych wodzy pomocniczych. Grzbiet konia jest rozciągnięty, co jest bardzo pozytywne, ale pod warunkiem, że wcześniej pracowaliśmy nad mięśniami grzbietu i wzmocniliśmy je. Wynika z tego, że ustawienie to należy stosować na zakończenie lub w trakcie treningu, żeby rozciągnąć mięśnie, a nie jak często się to robi na jego początku. Jest to „pozycja testowa”, która pokazuje nam czy wcześniejsza praca była dobrze wykonana i czy koń ma potrzebę wyciągnięcia się pozostając w rozluźnieniu i utrzymując tempo. Jeżeli przy dodaniu zadziera głowę lub wyciąga ją do przodu, albo przyspiesza oznacza to, że praca, którą wykonaliśmy wcześniej nie była prawidłowa.

Kiedy koń ma rozciągnięty grzbiet

Ogier PRE „Maestro” z aktywnym grzbietem: niesie się przy lekkim oddaniu ręki jeźdźca. Potylica jest najwyższym punktem, tylna kończyna jest aktywna. Zdjęcie: Maresa Mader

Najważniejsza zasada jeździectwa klasycznego to wzmocnienie mięśni grzbietu konia tak, żeby mógł bez szkody nosić na nim jeźdźca możliwie jak najdłużej. Żeby nabudować i wzmocnić mięśnie grzbietu należy je zmobilizować do pracy. Do tego predestynowane są chody zebrane. Pomocne są również chody boczne w zebranych tempach oraz przejścia, a przede wszystkim piaff i pasaż. Dlatego w klasycznym jeździectwie piaff nie jest ostatecznym celem tylko lekcją gimnastyki konia. Uaktywnia on i wzmacnia grzbiet jak żadne inne ćwiczenie. Poza tym pomaga koniowi w nauce równowagi, co jest kolejną przesłanką do aktywowania grzbietu. Koń obciążający przód ma zawsze napięty lub nawet odgięty grzbiet. Dopiero, kiedy jeździec czuje siłę grzbietu i jego przyjemne kołysanie, które zaprasza do siedzenia w siodle i kiedy ma wrażenie jakby siedział dużo wyżej – wtedy może mówić o tym, że jego koń pracuje grzbietem. Koń „rośnie”, podnosi grzbiet, podstawia zad i staje się lżejszy w ręku.

Powstaje tylko pytanie: jak rozpoznać, że grzbiet pracuje i czy jest on wystarczająco mocny, żeby mógł bez problemu nosić jeźdźca? Można to sprawdzić po tym, że:

    • Koń zarówno w stępie swobodnym i zebranym nie ma tendencji do przechodzenia w inochód.

    • W kłusie na przekątnej przednie i tylne nogi pracują rytmicznie i w harmonii.

    • Potylica jest najwyższym punktem, koń podnosi się – niesie się sam, jest lekki w ręku i górna linia nie łamie ani nie roluje się w kłębie.

    • Koń pracuje aktywnie zadem w figurach zebranych, np. w piaffie i pasażu. Przy ich wykonywaniu pomoce jeźdźca (działanie łydek) są niewidoczne. Jeżeli koń robi to mało energicznie albo blokuje się, oznacza to, że grzbiet jest napięty.

    • Koń żuje wędzidło. Martwy pysk jest oznaką martwego grzbietu.

    • Koń galopuje w rytmie na trzy, a nie czterotaktem.

Zmiana: zebranie – rozciągnięcie

Lipicański ogier Maestoso Stornela w rozluźnieniu w kłusie. Niskie ustawienie jest sprawdzianem dla tego czy koń po pracy chce się rozciągnąć. Jazda do dołu i w przód bez przerw powoduje, że koń zaczyna za bardzo obciążać przednie kończyny.

Gdy koń pracuje grzbietem, nadszedł dobry moment, żeby poprosić go o rozciągnięcie i sprawdzić czy chętnie przybiera tę pozycję. Należy go prosić o takie ustawienie tylko na 1 lub 2 okrążenia. Ryzyko, że wcześniej obciąży przód jest zbyt duże. W niczym nie pomoże często wychwalane poganianie konia do przodu. Spowoduje to tylko nadmierne obciążenie łopatek. Dopiero kiedy ponownie się uniesie i zacznie aktywnie pracować zadem, może powrócić do równowagi i uwypuklić grzbiet. Praca polegająca na częstych zmianach pomiędzy dużą ilością pracy w zebraniu a krótkimi momentami rozciągnięcia, przyniesie sukces i rozbuduje mięśnie grzbietu. Obecnie niestety zbyt często jeździ się do dołu i do przodu z przekonaniem, że jazda taka będzie miała dobry wpływ na tę partię mięśni. Dużo koni płaci za to uszkodzeniami kończyn przednich i grzbietu, ponieważ zbytnio obciążają przód. Wiele zaczyna potykać się o swoje przednie kończyny i może nawet dojść do upadku. Jeźdźcy po błędnym użyciu jazdy do dołu i w przód mają w konsekwencji bardzo dużo ciężaru na wodzach, i daremnie próbują „podnieść” konia.

Do dołu i w przód nie oznacza pracy grzbietu – przykład

Aby pokazać jak mocno w głowach wielu jeźdźców zakorzeniona jest błędna zależność między niskim ustawieniem a pracą grzbietu, przytoczę przykład z mojej stajni. Otrzymaliśmy kiedyś konia do korekty od jeźdźca uprawiającego ujeżdżenie, ponieważ przechodził w inochód. Koń został nam pokazany najpierw na długich wodzach w stępie, a później około 20 min w kłusie anglezowanym w niskim ustawieniu. Potem rozpoczęła się praca w kłusie ćwiczebnym, składająca się z przejść i chodów bocznych w kłusie, a następnie praca w galopie.

Zawsze kiedy koń miał iść stępem na zebranych wodzach, przechodził do inochodu. Przyczyną tego błędu nie był zły stęp, ale napięty grzbiet. Jak w takim razie pracowaliśmy z koniem, żeby ten uaktywnił grzbiet i żeby przywrócić prawidłowy stęp? Najpierw poluzowaliśmy trochę szwedzki nachrapnik, który był zapięty za ciasno, aby umożliwić koniowi żucie. Potem zaczęliśmy rozprężać konia w spokojnym stępie. Pozwoliliśmy sobie na dużą ilość chodów bocznych tak jak jest to zalecane w klasycznym jeździectwie. Dzięki takiej pracy równocześnie mogliśmy rozluźniać konia, prostować i zginać jego kończyny. Chociaż najpierw przy nabraniu wodzy przechodził do inochodu w bocznych chodach nie mógł go utrzymać zbyt długo i korygował się sam przechodząc do czystego stępa. W tym momencie chciałabym zacytować sławnego jeźdźca Felixa Bürknera:

„… szczególnie częste przejścia z jednego wygięcia w drugie, z jednego chodu bocznego w inny przyczyniają się bardzo do likwidacji każdego napięcia mięśni grzbietu, poprzez chętne przeniesienie ciężaru na wewnętrzną tylną kończynę…”

(Carl Friedrich Mosdorf, książka „Szkoła kawalerii”, Hannover, FN Verlag, 3 wydanie, strona 73)

Jest to wypróbowana, stara metoda, którą powinniśmy odkryć na nowo i stosować. Po miesiącu intensywnej pracy w chodach bocznych w stępie i kłusie, które pomogły rozluźnić i uaktywnić sztywny grzbiet konia, można było pomyśleć o pierwszych krokach piaffu. Nasz podopieczny wykonywał je bez problemu i z rosnącą motywacją. Grzbiet był coraz mocniejszy! Po trzech miesiącach koń utrzymywał rytm w zebranym stępie i podczas wydłużenia wykroku. Koń przestał przechodzić w inochód, ponieważ grzbiet pozwalał mu na utrzymanie czystego czterotaktowego stępa. Właściciel był wyraźnie zadowolony, zapytał jednak czy powinien w takim razie w ogóle zrezygnować z kłusa z aktywnym grzbietem na początku jazdy. Moja odpowiedź była następująca: proszę przemyśleć, która praca była niewątpliwie dobra dla grzbietu konia. Koń przyszedł do nas ze sztywnym grzbietem i chodził inochodem, chociaż codziennie kłusował rzekomo 20 min pracując grzbietem. My natomiast nigdy nie jeździliśmy kłusem anglezowanym albo w ustawieniu do dołu i w przód tylko gimnastykowaliśmy go w chodach bocznych w spokojnym tempie, najpierw w stępie, potem w kłusie i koń przestał przechodzić do inochodu. Tym samym chciałabym zaapelować do jeźdźców, żeby nie interpretowali wyrażenia „pracować grzbietem” jednoznacznie odnosząc go do jednej, określonej pozycji, tylko widzieli gimnastykowanie konia jako całość. Do tego zalicza się zarówno „pchanie i niesienie”, jak i „podnoszenie i rozciąganie”.

 O AUTORZE:
ANJA BERAN – autorka książki „Classical Training with the Horse in Mind, 21st century how-to guide to classical equitation”, autorka serii DVD „Elegant Dressage Training”; współpracowała zawodowo z Manuel’em Jorge de Oliveira i Marc’iem de Broissia; trenuje we własnym ośrodku Gut Rosenhof w Niemczech;

.
.

Więcej informacji znajduje się stronie:  anja-beran.com

  1. Tak jak ze wszystkim innym w jeździectwie – trzeba wiedzieć po co się coś robi i robić to z głową :) Oczywiście, że „w przód i do dołu” (koniecznie w tej kolejności) nie jest równoważne z prawidłową pracą grzbietu – kluczową rolę odgrywają tu rytm, tempo i wyczucie jeźdźca, który będzie w stanie do tego podjechać zad. Nie należy zapominać, że dopóki koń nie nauczy się pracować w równowadze (a zatem: używając mięśni grzbietu) w rozciągnięciu, dopóty nie będzie on w stanie pracować w prawdziwie rozumianym zebraniu.

  2. Co oznacza- jak jest rozumiane pracowanie grzbietem przez konia? Co tam pracuje? Skoro koński kręgosłup jest nierozciągliwy a przyczepy mięśni grzbietu nie zmieniają swojego położenia tzn. mięśnie nie mogą zmienić swojej długości pytanie- co tam się rozciąga? Proszę zaglądnąć do książki : OTTO ZIETSCHMANN, UDO BRÜGER
    „KONIA KSZTAŁTUJE JEŹDZIEC. FUNKCJE I ROZWÓJ MIĘŚNI KONIA WIERZCHOWEGO”.
    Np. przeanalizować dokładnie mięsień longissimus dorsi, jego przyczepy i budowę i zastanowić się nad moim pytaniem. Co tam się rozciąga skoro przyczepy tego mięśnia nie zmieniają pozycji względem siebie. Warto poza tym zapoznać się z pracą doktorską pani Christiny Carli Annette von Scheven: http://edoc.ub.uni-muenchen.de/12178/1/Scheven_Christina_von.pdf
    Zadaniem mięśni grzbietu jest przede wszystkim usztywnianie całej kłody podczas pracy nóg w celu wykorzystania efektu katapultowego ścięgien, szczególnie w kłusie. Mięśnie grzbietu naprężają się i odprężają się izometrycznie, tzn. bez zmiany swojej długości.
    Proszę dokładnie przestudiować pracę doktorską wyżej wymienioną.
    Poszczególne partie mięśnia longissimus dorsi naprężają się i odprężają w różnych momentach co zobrazowane jest w sposób wyraźny w w/w pracy. Warto zapoznać się również z pracą polskiego uczonego Richarda Tuckera: http://rcin.org.pl/Content/9273/BI002_2613_Cz-40-2_Acta-T8-nr3-45-72_o.pdf, która w sposób jednoznaczny stwierdza, że rolą kręgosłupa (a w zasadzie kręgobelki kręgosłup konia położony jest poziomo, więc jest belką a nie słupem) jest usztywnianie się a nie bycie elastycznym jak u geparda, kota czy zająca. Na co wskazują wyniki badań w w/w pracy Tuckera.
    Tyle moich sugestii po przestudiowaniu w/w materiału, proszę o konstruktywną odpowiedź.

  3. Panie Mikołaju, polecam uważną lekturę artykułu – pani Beran napisała taką oto definicję pracy grzbietu: „Dopiero, kiedy jeździec czuje siłę grzbietu i jego przyjemne kołysanie, które zaprasza do siedzenia w siodle i kiedy ma wrażenie jakby siedział dużo wyżej – wtedy może mówić o tym, że jego koń pracuje grzbietem. Koń „rośnie”, podnosi grzbiet, podstawia zad i staje się lżejszy w ręku.”. Wszelkie dalsze pytania proszę kierować do pani Anji Beran. Pozdawiam

  4. Uważna lektura artykułu przynosi następującą konstatację:
    Po pierwsze- grzbiet nie jest osobną konstrukcją anatomiczną tylko połączeniem siły napędowej pochodzącej z zadu z podporą na przednich nogach i szyją, która stanowi dla konia najpoważniejszy element ustalania równowagi w ruchu co oznacza, że grzbiet odgrywa rolę „usługową” w stosunku do podpór jakimi są nogi i tak powinien być rozpatrywany.
    Po drugie nie ma w artykule ani jednego słowa o sposobie pracy grzbietem, jest natomiast pełno określeń odnoszących się do odczuć jakie jeździec odnosi siedząc na koniu – a więc jeździec: „czuje siłę grzbietu i jego przyjemne kołysanie, … ma wrażenie jakby siedział dużo wyżej.” itd.
    Są to subiektywne odczucia nie dające się sprowadzić do konkretu.
    Brak analizy anatomicznej i biomechanicznej oraz wskazania konkretnych kryteriów mogących pozwolić na obiektywną ocenę zjawiska, pozdrawiam.

  5. Panie Mikołaju, to jest artykuł napisany przez jeźdźca-praktyka, a nie encyklopedia anatomiczno-biomechaniczna.

  6. Wydaje się iż powinnością każdego jeźdźca praktyka jest zgłębienie wiedzy możliwie aktualnej dotyczącej zagadnienia, którym się zajmuje. Zamiast używać sformułowań opisujących odczucia typu „czuje siłę grzbietu”, „ma wrażenie jakby siedział dużo wyżej” lub wiele innych temu podobnych warto by było posłużyć się aktualnym stanem wiedzy dotyczącej tematu, który się porusza np. http://edoc.ub.uni-muenchen.de/12178/1/Scheven_Christina_von.pdf lub zagadnienia poruszane przez Jean’a Luc’a Cornille’a: http://www.scienceofmotion.com/
    Stan współczesnej wiedzy i badań jest na tyle obszerny, że można się nim posłużyć dla wyjaśnienia zagadnień dotyczących jeździectwa a w szczególności mechanizmów regulujących pracę grzbietu konia, mechanizmów oszczędnościowych typu efekt katapultowy w dużej mierze wyjaśniony poprzez wprowadzenie pojęcia rdzenia ścięgnistego mięśni (patrz http://www.czyrny.pl/pdf/Miesnie%20Czyrny%202012.pdf)
    Czas najwyższy przestać poruszać się w sferze „uczuć, odczuć, wydaje mi się” itd. a zacząć odwoływać się do konkretnych wyników badań naukowych tak jak to czyni m.in. Jean Luc Cornille.

  7. Panie Mikołaju, chyba w takim razie powinien Pan przedstawić swój apel autorce artykułu :)
    Pozdrawiam,
    Ewelina

  8. Mikołaj ma rację. Za dużo już skrzywdzonych koni jest z powodu tego, że jeźdźcowi coś się wydaje, jeździec coś czuje, przekazuje dalej, a potem z tego wynikają potworki. Wiedza biomechaniczna jest ogólnodostępna i nie jest to rocket science. Cytując autorkę „do tego zalicza się zarówno „pchanie i niesienie”, jak i „podnoszenie i rozciąganie””… Konia się nie pcha i nie podnosi. A w zebraniu pracują zupełnie inne mięśnie niż te grzbietu! Artykuł sam w sobie nie jest zły, tylko sformułowania totalnie niefortunne albo błędne nawet. Niepotrzebnie.

  9. Myślę, że konie nie są krzywdzone przez tych, którym się „wydaje”, ale przez tych, którzy „wiedzą na pewno”. Ci pierwsi będą dążyć do aktualizowania swojej wiedzy, ci drudzy nie. Ludzie mogą próbować zrozumieć bądź „małpować”. W dzisiejszym jeździectwie nie brakuje tylko wiedzy (choć ona jest dostępna tylko mało kto uważa za konieczne by po nią sięgać), ale przede wszystkim pewnej wrażliwości na konia jako żywą istotę. Do tego brakuje zdrowego rozsądku, ponieważ Ci co mają (lub wydaje im się, że mają) wiedzę odcinają się często od wyczucia i wrażliwości, a ci co mają czucie i wrażliwość często nie mają zdrowego rozsądku, często wręcz uczłowieczając konie. Potrzeba równowagi pomiędzy wiedzą, wrażliwością i rozsądkiem. To nie jest kwestia języka, ponieważ w czasach gdy jeździectwo było uważane za sztukę, ludzie jakoś sobie z końmi radzili. Problem zaczął się, gdy zamiast prawidłowego szkolenia koni, gwarantującego długoletnie użytkowanie konia zaczęły liczyć się oceny sędziów i szybki sukces. Co do artykułu – myślę, że każdy jest ekspertem w swojej dziedzinie – pani Beran pisze o odczuciach, ktoś inny o mechanizmach, a jeszcze inny o psychologii – jeśli każdy pisałby o wszystkim na raz, to pozostalibyśmy na zbyt dużym poziomie ogólności i w efekcie wciąż nie wiedzieli niczego. Myślę Martyno, ze nie bez powodu przytoczone przez Ciebie stwierdzenia zostały wzięte w cudzysłów. Zgadzam się także z panem Mikołajem co do obowiązku jeźdźców do stałego aktualizowania wiedzy. Jednak nie zgadzam się co do tego, że mówienie o odczuciach jest zbędne, ponieważ skrajności nigdy nie są dobre, choć potrzebne do wyznaczenia drogi pośrodku.

  10. Zdecydowanie brak mi w artykule przynajmniej porównawczych ilustracji źle/dobrze.
    Z odczuciami jest pewien problem. Są subiektywne. Bez podstawy faktów często wprowadzają innych w błąd.
    Dla jednej osoby mieszkaniu jest ciepło, dla drugiej zimno. Obiektywnie jest 18 stopni. Pierwsza osoba mówi drugiej, żeby zwiększyła temperaturę kiedy będzie zimno (w domyśle ok. 13 stopni), potem się dziwi czemu już zwiększa temperaturę. Rozsądniej powiedzieć, żeby zwiększyć temp. przy 13 stopniach, bo wtedy jest zimno.
    W jeździectwie wszystko sprowadza się do komunikacji. Komunikacji z koniem i z innymi ludźmi.
    Ten artykuł miałby głębszy sens jako wykład na szkoleniu, gdzie odbiorca ma możliwość zobaczyć i poczuć co autor miała na myśli. Tak go odbieram jako zawieszony w próżni.

  11. A ja mam propozycję, aby Pan Mikołaj uzupełnił artykuł o brakujące sformułowania i wiedzę, wtedy będzie już dla każdego wszystko jasne (nie piszę tego sarkastycznie). Sama chętnie poczytam.

Comments are closed.

More Stories
Szkolenie z Gerdem Heuschmannem w Sopocie, 21-22 listopada – galeria