Klaus Krzisch o problemach w Hiszpańskiej Szkole Jazdy

Autor: ProPferd
Tłumaczenie: Barbara Szafirowska-Pape

Były pierwszy jeździec Hiszpańskiej Szkoły Jazdy w Wiedniu (HSJ)  Klaus Krzisch, zadeklarowany przeciwnik nowego systemu treningowego, uważa, że poziom Szkoły jest poważnie zagrożony. W wywiadzie dla ProPferd wyjaśnia, dlaczego nadmierne wymagania wobec konia niweczą klasyczny system szkolenia.

 ProPferd: Panie Krzisch, jako zaciekły przeciwnik dyrektor Elisabeth Gürtler – głowy Hiszpańskiej Szkoły Jazdy we Wiedniu od 2007 roku – twierdzi pan, że instytucja ta znacząco się zmieniła. Co ma pan do zarzucenia pani Gürtler?

Klaus Krzisch: Personalnie nie mam jej nic do zarzucenia – i z pewnością nie mam nic przeciwko moim byłym kolegom z pracy i wszystkim jeźdźcom Szkoły, co niestety często jest insynuowane. Jeźdźcy podążają za wytycznymi, które właśnie chciałbym tutaj uwypuklić. To, co krytykuję to system, który wdrożyła pani Gürtler i który nie jest moim zdaniem zgodny z tym, co jest racją bytu tej instytucji  – czyli dokładniej z zachowaniem klasycznego jeździectwa. Większość z tego, co widzę tam dzisiaj, niestety nie jest już ani trochę klasyczne.

ProPferd: Na przykład co …?

Krzisch: Mógłbym wymienić wiele rzeczy, jednakże są one praktycznie niezauważalne dla laików – od sposobu trzymania wodzy do dosiadu i wciąż pogarszającej się jakości elementów nad ziemią. Za co szkoła była rozpoznawana i podziwiana na świecie? Za utrzymane linie i dosiad – czego teraz już tego ma. Zauważa to coraz więcej profesjonalistów i zadaje sobie pytanie, co się tam dzieje.

ProPferd: A co się dzieje? 

Krzisch:  W ostatnich latach zniszczony został wypróbowany i przetestowany przed dekady system treningu. Zastąpiono go nowym, który nie może funkcjonować. Pani Gürtler uważa, że Instytut musi przede wszystkim przynosić zyski i należy podwoić ilość pokazów i utworzyć drugą ekipę na tournée – wszystko to ostatecznie prowadzi do przeciążenia koni, co sprawia, że jeździectwo i trening klasyczny są niemożliwe.

ProPferd: Pani Gürtler stanowczo zaprzecza żeby konie były przeciążone – argumentuje to tym, że kilka minut najwyższej wydajności dla zdrowego, wytrenowanego konia jest dla niego zupełnie wykonalne…

Krzisch: Siedem lub osiem minut, które zajmuje program, faktycznie nie są dla koni nader obciążające, pani  Gürtler ma rację. Ale żeby móc przez osiem minut wykonywać elementy na tym poziomie, potrzeba lat intensywnego treningu, o czym pani Gürtler zapomina w swoich wyliczeniach. Żeby przygotować konia do klasy Grand Prix, potrzebuję około czterech lat żeby wprowadzić go z grubsza na ten poziom  – i kolejnych dwóch by dopracować szczegóły. Tu nie chodzi o ośmiominutowe wystąpienia – ale lata pracy, które się z nimi wiążą, co stanowi istotne obciążenie dla koni. A większość debat publicznych niestety dotyczy jedynie pokazów. Zjazd narciarza alpejskiego, który przekracza linię mety też trwa tylko 2 minuty – ale co kryje się za tym wynikiem, ile lat ciężkich treningów, ile trudu i potu? Nie tylko prawie podwoiła się liczba przedstawień, ale również ilość treningów. Wcześniej mieliśmy w roku 170 dni treningowych, teraz jest ich 250. Wszystko to już przerabialiśmy kiedy dyrektorem był Albrecht, już wtedy zwiększyliśmy liczbę przedstawień do 70 ale bardzo szybko okazało się, że wpłynęło to źle nie tylko na zdrowie koni, ale również poziom przedstawień. Wtedy byliśmy na tyle odpowiedzialni, żeby czym prędzej zakończyć ten eksperyment. Ale wtedy Szkołą kierowali prawdziwi miłośnicy koni.

ProPferd: Czy jeźdźcy nie mogą przeciwstawić się przeciążaniu koni i np. po prostu powiedzieć, że ten albo tamten koń nie powinien brać udziału w przedstawieniu, ponieważ nie jest jeszcze odpowiednio wyszkolony?

Krzisch: Z powodu obecnego układu programu jeździec nie ponosi już żadnej odpowiedzialności – nie może opuścić błędnego koła, do tego presja czasu jest coraz większa. To była część naszej tradycji, że sami mogliśmy określić i decydować, jak i przede wszystkim jak intensywnie trenujemy i szkolimy powierzonego nam konia. Jeżeli np. wiedziałem, że zbliżają się intensywne dni albo, że starszy koń już jest na granicy wytrzymałości – to  oszczędzałem go i ewentualnie tylko lekko gimnastykowałem, żeby znowu był świeży i sprawny w niedzielę na przedstawieniu. A z młodym, bardzo energicznym koniem pracowałem trochę więcej, żeby w sobotę był spokojniejszy i bardziej opanowany. Będąc jeźdźcem wie się to i czuje, ponieważ zawsze byliśmy z koniem jak jeden organizm.

ProPferd: Wspomniał Pan przed chwilą o tzw. „drugiej ekipie” – jak Pan ocenia ten pomysł pani Gürtel?

Krzisch: Według mnie tworzenie drugiej ekipy ani nie ma sensu, ani nie jest realne – to zła droga. Pomysł nie jest zresztą nowy, ale nigdy nie mógł być zrealizowany. Już Podhajski zawsze mówił: Druga ekipa? Ani razu nie mieliśmy nawet jednej sensownej ekipy – cieszmy się, że mamy JEDNĄ wspaniałą grupę, która funkcjonuje i jest ceniona.”. Kiedyś przyszedł do nas dyrektor Oulehla i mówi: „Musimy zarabiać więcej pieniędzy – co myślicie o tym, żebyśmy przynajmniej kontynuowali treningi w Szkole, kiedy druga grupa jest na tournée?”. Takie rozwiązanie było dla nas OK – konie i jeźdźcy, którzy zostali, mogli dalej trenować, ale na Boga żadne przedstawienie! Jeżeli idę do opery i kupuję najdroższy bilet to chcę słuchać najlepszych śpiewaków – a nie tych z drugiej czy trzeciej ligi. Nie może być przecież dwóch narodowych drużyn piłki nożnej. Czy mogę żądać za tak zwane przedstawienie, w którym pracę z ziemi wykonują tylko 2 konie, a tak by to faktycznie było, takich samych pieniędzy jak za występ najlepszych jeźdźców i koni? Z mojego punktu widzenia nie jest to uczciwe – w zasadzie byłaby to bezczelność. Najlepsi jeźdźcy na najlepszych koniach – taka zawsze była Hiszpańska Dworska Szkoła Jazdy i tylko taka powinna być.

ProPferd: Dopóki jednak  tego typu przedstawienia są chętnie oglądane i nikt im się nie sprzeciwia, kto mógłby mieć za złe pani Gürtler, że żąda możliwie wysokiej ceny za wstęp?

Krzisch: Cóż, jeżeli jesteśmy szczęśliwi i zadowala nas oferowany poziom. Normalnemu turyście, który nie ma pojęcia o sporcie jeździeckim albo klasycznym jeździectwie na pewno to się podoba, białe konie, mundury, hala, itd. – wszystko to ma swój urok. Nie widzą oni też zapewne tego, że kiedy podczas jubileuszowej gali na Placu Bohaterów zaproszeni na nią Hiszpanie z Królewskiej Szkoły Jazdy w Jerez de la Frontera wykonują na swoich koniach ciąg w pasażu, połowa naszych jeźdźców nie robi nawet pasażu. Normalni turyści nie rozpoznają tego, ponieważ większość z nich nie wie w ogóle jak wygląda pasaż. Dla zwykłych obywateli wszystko jest w porządku. Ale nie z tego żyła wcześniej szkoła– tylko ze sławy i renomy, która przez lata była wypracowywana podczas tournée. Wcześniej 90% publiczności na spektaklach również stanowili turyści, ale podczas tournée 90% to byli fachowcy, trenerzy, szkoleniowcy i jeźdźcy biorący udział w konkursach. Szkoła wypracowała sobie przez lata renomę w fachowych kręgach, ale coraz więcej wskazuje na to, że te dni to już przeszłość.

ProPferd: Żeby być uczciwym należy jednak powiedzieć, że pani Gürtler ma wyraźne wyznaczone polityczne zadanie, możliwie równomiernego bilansowania i raczej nie da się uniknąć rozwinięcia przedstawień.

Krzisch: Poważne oszczędności mogłaby przynieść znaczna redukcja liczby koni. Po co nam 75 koni w Hofburgu i 40 w Heldenbergu? To razem 115 koni – a utrzymanie każdego naturalnie kosztuje. Wcześniej mieliśmy 72 konie w Hofburgu i jakoś dawaliśmy sobie radę. Z 72 końmi jeździliśmy latem do Lainz a jesienią znowu miały pełno energii i bez problemu mogliśmy wykonywać cały program i jeszcze wyjeżdżać na tournée – wszystko to kwestia zarządzania. Ale jeżeli mówi się „Ale z młodymi końmi należy pracować” – to znowu widzimy, że pani Gürtler wielu rzeczy zbyt dobrze nie rozumie. Również młode konie potrzebują przerwy, ponieważ intensywnie pracują psychicznie i fizycznie – jeśli intensywnie trenujemy od połowy lutego do końca czerwca to młode konie potrzebują odpoczynku i regeneracji.

ProPferd: W odpowiedzi na to słyszymy, że konie pracują dziennie tylko 30 min. i nie jest to dla nich zbyt męczące … 

Krzisch: Również ten argument – o ile został wypowiedziany na poważnie, potwierdza albo brak pojęcia, albo jest po prostu cyniczny. Wcześniej każdy jeździec mógł zadecydować jak długo pracuje z koniem, ponieważ tylko jeździec może to trafnie ocenić. Jeżeli nieraz potrzebowałem pracować dłużej z koniem to tak sobie rozplanowałem trening, że jeździłem godzinę albo nawet dłużej. Ale jeżeli było to zbyt męczące dla konia skracałem trening. Maksymalny czas dla konia, w którym może on coś przyswoić to 40 min, wtedy jest w stanie nadążyć psychicznie. W przypadku młodych koni ten czas jest jeszcze krótszy. Na początku pracuje się z młodym koniem maksymalnie 15-20 min., bo później nie jest on w stanie się dłużej skoncentrować i zaczynają się problemy. Dlatego młode konie również potrzebują odpoczynku.

ProPferd: Jak w takim razie radzą sobie z tym jeźdźcy, jaki jest nastrój między nimi. 

Krzisch: z tego co wiem od moich dawnych kolegów: katastrofalny. Potworzyły się różne obozy. Młodzi są biedni, ponieważ nie mają już nikogo, kto mógłby im pomóc, muszą sobie jakoś wzajemnie pomagać, ale tak można ciągnąć tylko do określonego punktu. Wcześniej, kiedy siedzieliśmy na ławce i oglądaliśmy młodszych, zawsze wołaliśmy ich do siebie i mówiliśmy: popraw to albo spróbuj jeszcze raz w ten sposób. Dzisiaj już tego nie ma.

ProPferd: Ale dlaczego? Czy nie ma już na to czasu, brakuje motywacji – skąd się wzięło takie zachowanie?

Krzisch:, Ponieważ na przykład jest grupa, która jest przeciwna systemowi pani Gürtler ale nic nie może zrobić, więc bojkotuje go i nic nie mówi. Inna grupa zrobiła karierę za czasów pani Gürtler i zajmuje pozycję, do której wcześniej by nie doszła. Naturalnie ze zrozumiałych powodów są zadowoleni z takiego status quo i nie są zbyt zainteresowani jakąkolwiek zmianą. Są jeszcze młodzi, którzy są szczególnie w tym wszystkim biedni, ponieważ im nikt już niczego nie wyjaśnia i muszą sobie sami pomóc w rozwiązaniu problemu – a to robią czasami złymi metodami. Nie dziwi mnie, że coraz częściej w Internecie krążą zdjęcia i filmy, na których widzi się lipicany w rollkurze. Ostatnio jest to również spowodowane tym, że konie jak również niektórzy jeźdźcy są przeciążeni i dzisiaj nie można już tak szkolić jak to się właściwie powinno robić.

ProPferd: Czy Hiszpańska Dworska Szkoła ma rzeczywiście problem z rollkurem? 

Krzisch:Rollkur jest problemem i ma kilka aspektów. Po pierwsze jest przeciwko naturze konia. Klasyczne jeździectwo jest niczym innym jak wypracowaniem i zaprezentowaniem naturalnych ruchów konia. Jeżeli przypatrzymy się młodym ogierom na wybiegu w Piber to zobaczymy zmiany nogi w galopie, ciągi, pasaże, ewentualnie kroki podobne do pasażu, kiedy młode ogiery pokazują swoją dominację i unoszą ogon, albo pokazują kroki w piaffie lub ustawiają się jak do kurbety. Wszystko to jest klasyczne – wszystkie te figury, również te wykonywane nad ziemią, mogę wyprowadzić z naturalnych ruchów i niejako je pielęgnować i ulepszać. Cyrk zaczyna się dla mnie, gdy każe się koniowi zrobić 8 albo 10 kurbet, kiedy musi się położyć albo usiąść – to nie ma nic wspólnego z klasycznym jeździectwem.

Rollkur jest niezgodny z naturą konia i nie znajdziemy go w klasycznym jeździectwie. Głowa i szyja konia utrzymują go w równowadze. A koń jest najlepiej zrównoważony i to w każdej figurze, jeżeli jest trochę przed pionem, tak było zawsze w klasycznym jeździectwie i na całe szczęście na nowo odkrywa się to w sporcie jeździeckim. Tylko że może zdarzyć się rzecz następująca: Jeżeli dzisiaj jestem trenerem i szkoleniowcem i koń cały czas mnie wyciąga – czyli podnosi głowę, np. w piruecie albo w przejściu z piaffu do pasażu, lub z pasażu do piaffu, w szkoleniu jest to problemem. Zawsze, kiedy zaczynam wykonywać figurę koń trochę wyciąga. Jeżeli wyciąga to również rozciąga trochę grzbiet i nie może podstawić zadu. Jeżeli jestem trenerem, będę próbował, żeby koń był trochę za pionem – ale tylko na taką chwilę i tą sekundę, żeby koń się nauczył, że również w ten sposób może rozpocząć ćwiczenie. I wtedy koń znowu zaczyna pracować grzbietem, który zawsze powinien się kołysać i podstawia tył, ponieważ jak wiadomo to z tyłu gra muzyka. To mogę zaakceptować, że ustawiam tak konia na kilka sekund – lekko za pionem, tylko żeby mu pokazać, że tak też to działa.

Nie mogę natomiast zaakceptować żadnej formy rollkuru, za pomocą której chce się mniej lub bardziej ujarzmić konia i poprzez nienaturalną, przymusową pozycję powoduje jego cierpienie. I niestety te złe praktyki pojawiły się również w szkole – co pokazuje wiele zdjęć, a nawet filmów video. Jeżeli jest to określane przez panią Gürtler jako „ujęcie“ a przez pana Dobretsbergera „ćwiczeniem rozciągającym” to jest to dla mnie do tego stopnia zakłamaniem, że aż brakuje mi słów. Takie rzeczy może opowiadać laikowi – ale każdy, kto ma jakiekolwiek pojęcie o jeździectwie, wie o co chodzi i co dzieje się z końmi. Faktem jest, że młodzi obserwują kilku jeźdźców praktykujących rollkur i potem robią to samo. Oglądałem kiedyś taki obrazek: jazda odbywała się na koniu wyszkolonym do poziomu caprioli i który to podczas caprioli zawsze trochę odginał grzbiet i unosił głowę. Dlatego jeździec próbował mieć konia za pionem i tak jeździł. W ten sposób można rozpoznać brak doświadczenia, ponieważ to absolutnie nie pomaga. Jeżeli dzisiaj szkolę konia i kiedy wykonuję ciąg on ciągle odgina grzbiet, a ja przechodzę do stępa, uspokajam go i zaczynam od nowa – to jutro znowu będę miał ten sam problem. Błędy należy korygować w trakcie ćwiczenia. Jeżeli mam problem podczas wykonywania piruetu, ciągu, muszę kontynuować ćwiczenie i spróbować go rozwiązać.

I błędne koło się zamyka: oczywiście nikt nie powie doświadczonemu, starszemu jeźdźcowi: słuchaj, to, co robisz nie ma sensu, ale jest inne rozwiązane. To już się nie zdarza albo zdarza się zbyt rzadko. Wcześniej zawsze spotykaliśmy się po przedstawieniu i rozmawialiśmy o wszystkim, co było dobre, jakie były błędy, co można poprawić i tak dalej. Omawialiśmy dalszy sposób postępowania, byliśmy zespołem. Tego już dzisiaj nie ma – i ciągle słyszę, że brakuje tego wielu jeźdźcom. Dzisiaj po przedstawieniu wszyscy się przebierają i wychodzą, brakuje wspólnoty. I rzeczywiście zarzucam pani Gürtler, że demotywuje ludzi i zniszczyła ducha zespołu. Każdy jest w czymś trochę lepszy, jeżeli nie potrafi zbyt dobrze szkolić koni, to może jest lepszy w prowadzeniu treningów i mógłby odciążyć innych. Pomagaliśmy sobie nawzajem, wszyscy byliśmy równi – nikt się nie wywyższał. Tylko dlatego, że wykonywałem solowy numer nie oznaczało, że byłem lepszy od innych – prawdopodobnie miałem więcej szczęścia i bardzo dobrego konia. Jeżeli szydzono z jednego z nas oznaczało to, że szydzono z nas wszystkich.

ProPferd: Jeden za wszystkich – wszyscy za jednego …

Krzisch: Wcześniej rzeczywiście tak było, mieliśmy niepisany kodeks. I każdy ze starszych trenerów, którego znam, identyfikował się ze szkołą. Ja naturalnie też – wtedy bardzo mnie bolało to, co stało się z Instytutem, dzisiaj jest trochę lepiej. Proszę sobie wyobrazić jak ja się czułem, kiedy któregoś dnia zostałem wezwany do dyrekcji i usłyszałem: Krzisch jest pan zwolniony! I to po 45 latach pracy – ot tak, jakby zgasić światło. A ja musiałem nagle zostawić moje konie – to byli moi partnerzy, z którymi pracowałem 10, 15 a nawet 20 lat, one były moją rodziną. A potem musiałem patrzeć jak szkoła podupada. To co mi w tym wszystkim bardzo przeszkadza: żaden z odpowiedzialnych polityków nie uznał za stosowne, aby chociaż raz wysłuchać zdania drugiej strony – słuchano tylko pani Gürtler, która zawsze podkreślała, że wszystko jest wspaniałe i super. Nikt nie wysłuchał nas, jeźdźców, którzy pracowali 40 lat w Instytucie.

To czym zawsze szczycił się Instytut to 70 najlepiej wyszkolonych koni, do tego najlepsi jeźdźcy – tam uczysz się jeździć, naturalnie zawsze towarzyszą ci wzloty i upadki. Ale cały świat korzystał z naszej wiedzy, wielu przyjeżdżało, żeby uzyskać wskazówki i pomoc w określonych problemach szkoleniowych. Ja zawdzięczam Szkole wszystko – całą moją wiedzę, moje umiejętności i moim zadaniem jest przekazanie ich następnej generacji jeźdźców Szkoły, a nie jakimś innym uczniom. Niestety nie mam już tej możliwości. Ale nie dam sobie zamknąć ust – jeżeli nie mogę od środka zrobić czegoś dla Szkoły to może spróbuję z zewnątrz.

ProPferd: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmowę z Klausem Krzischem prowadził Leopold Pingitzer

Klaus Krzisch urodził się 23 czerwca 1950 r. w Wiener Neustadt w Dolnej Austrii. We wrześniu 1964 trafił do Hiszpańskiej Dworskiej Szkoły Jazdy jako kadet i przeszedł klasyczne stopnie hierarchii tradycyjnego instytutu. W 1970 r. awansował na jeźdźca – asystenta, w 1980 na jeźdźca a w 1990 na głównego jeźdźca. Niezapomniane były jego solowe występy z koniem Siglavy Mantua – Krzisch wyszkolił sam konia i przez 15 lat od 1990 do 2005 dawał na nim słynnego solowe występy. Podczas ostatniego oficjalnego pokazu w 2005 r. w czasie tournée po USA Siglavy Mantua miał 27 lat i cieszył się wspaniałym zdrowiem.

Po przejściu na emeryturę ówczesnego pierwszego głównego jeźdźca Arthura Kottas-Heldenberga Klaus Krzisch wraz z dwoma innym głównymi jeźdźcami Johanemn Rieglerem i Wolfgangiem Ederem przejęli w maju 2003 r. kierownictwo nad pracami jeździeckimi i szkoleniowym w Hiszpańskiej Dworskiej Szkole Jazdy. W marcu 2006 r. Krzisch został oficjalnie powołany na stanowisko Pierwszego Głównego Jeźdźca i tym samym stanął na czele zespołu jeźdźców. Było to honorowe ukoronowanie jego zawodowej drogi, która już kilka lat później musiała się zakończyć. W październiku 2009 Krzisch został zwolniony przez nową dyrektor Elisabeth Gürtler pod pretekstem uchybień dyscyplinarnych i w stosunku do prawa pracy. Po dokładnym sprawdzeniu i kilku postępowaniach sądowych zarzuty zostały uznane za bezpodstawne. Niestety zamiast przywrócenia do pracy Klaus Krzisch został wysłany w maju 2013 r. na przymusową emeryturę, przed którą się ponownie obronił i po wygraniu procesu musiał znowu zostać wpisany na listę płac Szkoły. Niestety nie pozwolono mu jednak pracować.

 W lipcu 2015 Krzisch osiągnął ustawowy wiek emerytalny i nie miał już żadnych prawnych możliwości, uzyskania ponownego zatrudnienia. Obecnie Klaus Krzisch jest wziętym międzynarodowym trenerem ujeżdżenia.

More Stories
Wojny rollkurowe